Józef Czapski o tuszowaniu prawdy o Katyniu

Share:

Józef Czapski, oficer, pisarz, i artysta, który bez skutku szukał tysięcy oficerów wojska polskiego zaginionych po wzięciu do niewoli w 1939 r. w Rosji sowieckiej, został ocenzurowany przez redakcję Głosu Ameryki, kiedy w czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych w roku 1950 próbwał wyjaśnić słuchaczom w Polsce jak zamordowano jego współwięzniów w obozach NKWD na rozkaz Stalina. Czapski i jego siostra Maria Czapska byli natomiast częstymi gośmi w programach Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, również finansowanej przez rząd USA. Sekcja polska Głosu Ameryki wznowiła wywiady z Józefem Czapskim dopiero w czasie prezydentury Ronalda Reagana. Administracja prezydenta Reagana położyła ostateczny kres wszelkiej cenzurze programów Głosu Ameryki zbyt krytycznych w stosunku do Związku Sowieckiego i innych państw rządzonych przez komunistów.

Dźwiękowy obraz historii

Wywiad Wacława Bnińskiego, europejskiego korespondenta sekcji polskiej Głosu Ameryki, z Józefem Czapskim, 18 kwietnia 1984 r. w Maison-Laffitte.

WACŁAW BNIŃSKI: Paris. Interview with Mr. Józef Czapski.

W Maison-Laffitte odwiedzam pana Józefa Czapskiego, znanego naszym słuchaczom autora, literatę, malarza—autora dwóch książek, o których dziś specjalnie chcemy mówić: „Wspomnień starobielskich” i „Na nieludzkiej ziemi.”

Panie Józefie, był pan jednym z pierwszych, który wszczął intensywne poszukiwania za zaginionymi oficerami i żołnierzami polskimi w Związku Sowieckim. Znalazł pan ich potem w grobach katyńskich. Czy może pan opowiedzieć naszym słuchaczom, jak wyglądały pana pierwsze kroki, pana pierwsze starania?

JÓZEF CZAPSKI: Proszę pana, jak mnie, nas wypuścili ze Starobielska, bo ja byłem ze Starobielska, i z tam tych innych obozów, to myśmy zupełnie nie wiedzieli, co z nami się będzie działo. Byli ludzie, którzy byli przekonani, że nas prześlą do Niemiec. Inni mówili, że starych odeślą do Polski. Tak że nie wiadomo, ile nadziei w tym wyjeździe ze Starobielska było. No i, wie pan, jak było w rzeczywistości. Z piętnastu tysięcy oficerów polskich, i także policji, zostało się czterysta osób, żywych. Wszystka reszta zginęła zupełnie — zginęła tak, jak nie można sobie wyobrazić, żeby mogła zginąć, żeby to nie było niedbałość, żeśmy się ich nie doszukali. Bo proszę pana, wywożąc nas z tych obozów, mówiono nam dwuznacznie, umyślnie, żeby zamieszać wszystkich. Naraz budzono nas w nocy, kto mówi po grecku i po rumuńsku? Naturalnie, momentalnie cały obóz, że nas przez Grecję wyślą na front francuski. Bo jeszcze nikt nie wiedział jak to będzie dalej.

WACŁAW BNIŃSKI: To znaczy, nie wiedział, tylko mieliście nadzieję, tylko nie przypuszczaliście.

JÓZEF CZAPSKI: No, nie przypuszczaliśmy zupełnie, nie przypuszczaliśmy. Może coś takiego będzie. Potem, jednego z moich wielkich przyjaciół, ciężko chory na suchoty, którego odprowadzali do tego wagonu, po którym go zamordowali, pan Bereszkow, który był na czele Starobielska, powiedział, „jak ja panu zazdroszczę, jakbym chciał z panem jechać tam, gdzie pan jedzie”. No wie pan, do jakiego stopnia cynizm był posunięty. No dobrze. W każdym razie myśmy, jak nas odsyłali ze Starobielska, to pomyśleli sobie, taki ogromny obóz paru tysięcy ludzi to jest bardzo ciężko wyżywić i prawdopodobnie nas uplasują w małych obozach. Tak że jechaliśmy jeszcze zupełnie optymistycznie, że w najgorszym razie będziemy w małym obozie. Ale mieliśmy jeszcze prawo komunikowania z Polską. Myśmy dostawali listy i pisaliśmy listy do Polski. Ja miałem siedemdziesiąt listów w przeciągu tego czasu, gdzie byłem po obozach, z Polski otrzymywałem. Naturalnie, że cała nasz, wszystkie nasze rodziny tych jeńców między sobą się znały. Tak, że wystarczyło mówić, że Janek, Franek i tak dalej, to już one przekazywały. Ja stale z moją siostrą korespondowałem i ona była w kontakcie z tymi matkami, siostrami, żonami moich kolegów. Tak że natychmiast jedna rzecz się zrobiła dziwna, że listy od nas dochodziły, i listy do nas dochodziły, ale nie było nikogo z tamtych kolegów, którzy — poza tymi czterystu (o których) panu mówię — którzy zginęli. Więc to już się zaczęło robić podejrzane. Więc już jakżeśmy byli w Griazdowcu, zaczęliśmy spisywać wszystkie nazwiska naszych kolegów, których pamiętaliśmy.

WACŁAW BNIŃSKI: I o których nie mieliście wiadomości.

JÓZEF CZAPSKI: I o których nie mieliśmy żadnej wiadomości. I to były te pierwsze spisy, które posłużyły nam potem na poszukiwanie ich. Kiedy nas wypuścili z obozu, to „Nieludzka ziemia” się tutaj zaczyna, to ciągle ta myśl o naszych kolegach nas prześladowała, i ciągle zwracaliśmy się do dowództwa, i Anders wszędzie się dowiadywał, i nie było żadnych wiadomości. Takie były rzeczy, które naprawdę niekolejno panu opowiadam. Ale kiedy Anders z naszymi listami wszystkimi przygotowanymi przyjechał do Stalina z Sikorskim, powiedział, gdzie oni są? I na to Stalin powiedział: oni pewno przez Mongolię uciekli. I na to Anders powiedział, panie Marszałku, czy jak on do niego mówił, ja mam za duże zaufanie do dokładności NKWD, żebym mógł sobie uwierzyć, że kilka tysięcy ludzi uciekło nie zostawiając śladu. No, przecież myśmy wszyscy byli dokładnie badani za każdym razem i wszystkie nasze spisy i curriculum vitae i nie wiadomo co były przesyłane do Moskwy.

WACŁAW BNIŃSKI: A jaka była reakcja Stalina?

JÓZEF CZAPSKI: Wykręcał się. No, jeżeli on powiedział, że do Mongolii wysłali, to proszę pana, to, to, on doskonale wiedział. Ja jestem przekonany, że to bez wiedzy jego by nie było zrobione, bo ostatecznie to była zbrodnia niebywała. Proszę pana, myśmy się nawet z nimi nie bili, przecież myśmy się, z Hitlerem walczyliśmy. A on tak. To było, już było zawracanie głowy. Ale myśmy przecież jeszcze myśleli, że może on wysłał na Kołymę, no najdalej, bo mieliśmy takich spryciarzy, różnych takich, enkawudystów, którzy tam przypijali do nas i tak dalej i mówili: bądźcie ostrożni, nie mówcie nic o tym, nie mówcie o nich nikomu dlatego, bo oni teraz nie mogą dojechać, bo statki nie mogą ruszać, bo to jest daleka północ. Tylko w czerwcu, lipcu i sierpniu można ich. Czekajcie na nich, czerwiec, lipiec, oni będą. Więc ciągle nam takie zawracanie głowy robili.

WACŁAW BNIŃSKI: Ale po tej odpowiedzi Stalina, o której pan wspomniał, to znaczy, że powiedział pan, iż oficerowie polscy prawdopodobnie uciekli gdzieś do Mongolii, czy generałowie Sikorski i Anders wzięli to za dobrą monetę?

JÓZEF CZAPSKI: Tak i nie. Generał Anders powiedział Stalinowi w oczy, że za duże ma zaufanie do NKWD, żeby mógł wierzyć, żeby parę tysięcy ludzi, jeńców uciekło, i żeby NKWD o tym nie wiedziało.

WACŁAW BNIŃSKI: I od tego momentu zaczęły się formalne żądania władz polskich do Stalina o wytłumaczenie całej sprawy.

JÓZEF CZAPSKI: Ciągle były próby, ale na to, nic nie wychodziło. I wtedy ja się zwróciłem do Andersa, byłem w wojsku najprościej, i napisałem do niego list, że ja przez, kilkadziesiąt lat temu pojechałem szukać do Petersburga moich kolegów zaginionych: Romera, Starzyńskiego, paru jeszcze innych, którzy się po rozbrojeniu Korpusu Wschodniego—pan może sobie troszkę orientuje—po rozbrojeniu, nie chcieli oddać broni. I oni zdecydowali—wariacki projekt—że oni dotrą do Archangielska gdzie była jeszcze placówka angielsko-francuska, wojskowa, żeby przez tę północ trafić znowu na front francuski, bo oni się chcieli bić. Więc…

WACŁAW BNIŃSKI: Zaproponował pan generałowi Andersowi.

JÓZEF CZAPSKI: Zaproponowałem generałowi Andersowi, że wskutek tego, że tam — to było poszukiwanie zresztą bardzo tragiczne, pan Romera pewno znał?

WACŁAW BNIŃSKI: Tak, znałem. 191

JÓZEF CZAPSKI: Więc to było stwierdzenie, że oni nie żyją. Cała moja podróż wtedy do Petersburga, to jest ostatni raz kiedy byłem w Petersburgu, czy Leningradzie, czy jak to dzisiaj mówić. I tam stwierdziłem namacalnie, że ich rozstrzelano. Nawet gdzie, w Powieńcach, i dlaczego, i jak. Zresztą to było wariactwo. Nie wiem czy pan znał Bronka Romera. To był już najbardziej typowo taki polski oficer, wie pan. Gdzie on mógł tam. Oni jechali niby szukać kapitalistów, którzy uciekają. Pod pseudonimem. Pod tym. To też nikt tak w to nie uwierzył. I po drodze ich złapali. I zatelegr… . I mieli oni wszystkie papiery w porządku, i tak dalej. Zatelegrafowali z Powieńców do Leningradu, powiedzieli, że są to papiery fałszywe, i ich na miejscu rozstrzelali. Ale w każdym razie miałem to doświadczenie i wtedy przecież pomimo tego, że nic nie przedstawiałem, że przyjechałem, trafiłem nawet to Stasowej. 192 A Stasowa, to była wtedy…, rząd sowiecki się przeniósł do Moskwy i komuną północną dowodził Zinowiew, Trocki, i Stasowa. Stasową uważali wtedy za sumienie rosyjskiej rewolucji, a ja wypadkowo znałem Rosjankę przez mojego ojca, generałową, która była w Czerwonym Krzyżu podczas wojny. I do niej się… która była w szkole razem ze Stasową. Bo Stasowa była też z takiej dobrej rodziny wojskowej. Tak że ja się do niej wybrałem i ona mnie po ludzku przyjęła i powiedziała, że ja to dla pana zrobię i ja się o tym dowiem. Nawet to jest… Nie można było sobie czegoś podobnego wyobrazić w tym czasie kiedy ja szukałem naszych wszystkich kolegów, kiedy ostatecznie ja byłem delegatem Andersa, kiedy miałem listy do Berii i tak dalej Andersa, żeby bezwarunkowo mnie prawdę powiedzieli. Ja wtedy nie spotkałem ani jednego człowieka, który by mnie inaczej przyjął jak z zupełną obojętnością, i wiedziałem, że ja od nich nic się nie dowiem. Tak, że ja… .

WACŁAW BNIŃSKI: I wtedy zrodziły się podejrzenia.

JÓZEF CZAPSKI: No, podejrzenia już były dawne, dawne były podejrzenia.

WACŁAW BNIŃSKI: Ugruntowały się wtedy.

JÓZEF CZAPSKI: Ale wtedy już się zupełnie ugruntowały. Ja wtedy pojechałem na początku do Czkałowa. Nie pamiętam. Zdaje się, Orenburg był dawniej, wie pan. 193 Do Czkałowa. I tam mi się rzeczy z początku niby bardzo udawały. Bo tam się wyniósł szef NKWD, ale to było wszystko tajne, i wszędzie mi mówili, że żadnego NKWD tu nie ma, i… . Ale najprościej wypadkowo spotkałem jakiegoś takiego dozorcę czy coś, i on powiedział, NKWD jest tu. I wybrałem się do niego, do jego mieszkania, tego generała i jego ciasnego sztabu, dowódcy wszystkich obozów. No i wtedy doszedłem do takiego ciepłego, wygodnego mieszkania, i przyszedłem zaraz do tego generała, że to jest z rozkazu Stalina. Bo Stalin powiedział przy jednej z tych rozmów, które on miał z Andersem, że wszyscy będą oddani, jak kazałem; wszystkich Polaków oddać, a kto z dowódców nie będzie ich oddawał z tych gułagów różnych, my ich budiem łamat. Będziemy ich łamać. Tak że Anders pisał listy do nich z rozkazu Stalina.

WACŁAW BNIŃSKI: Powołując się na słowa Stalina.

JÓZEF CZAPSKI: Powołując się na słowa Stalina. Ale każdy taki przecież drżał śmiertelnie przed Stalinem, i jak ja przynosiłem list, który zresztą ja sam redagowałem, w którym powiedziałem, że piszę do pana, panie generale, z rozkazu, z rozkazu Stalina, to oni mnie… prawie że na baczność przede mną stawali, bo z początku wierzyli, że to jest może umyślne. W każdym razie… i tu było moje… była moja rewelacja. Siedziałem naprzeciwko tego generała, a na suficie, and głową generała, była mapa Rosji, gwiazdy większe i mniejsze, wszystkich obozów. Wie pan. Więc widziałem tutaj, no, całą mapę, tysiąc, no nie tysiąc, ale może osiemdziesiąt obozów jego. No i tu, on bardzo był ze mną grzeczny, powiedział, że na pewno w jego obozach nie było żadnych Polaków. To musiało być w innym dziale, ale niech pan przyjdzie jutro, ja panu jutro wszystko wyjaśnię, i chciał, żebym ja mu spis tych oficerów jemu oddał. Naturalnie, że jemu nie oddałem, no bo, ostatecznie, to był nasz dokument zasadniczy. No i na drugi dzień, byłem wtedy jeszcze u różnych, byłem u szefa NKWD Czkałowa, wszyscy bardzo grzecznie ze mną zozmawiali, i nagle na drugi dzień poszedłem do tego generała. Przyjął mnie zupełnie inaczej, bo naturalnie dostał wcieranie, że w ogóle ze mną rozmawiał. Powiedział, że on nie może nic powiedzieć, żebym się zwrócił do Wyszyńskiego, który był wtedy wiceministrem spraw zagranicznych, czy coś takiego, w Kujbyszewie, i że nic więcej powiedzieć nie może, i koniec. I spuścił mnie ze schodów. Naturalnie, że wiedział, że nie wolno nic mówić. A czy on coś wiedział. Naturalnie, że wiedział. Wszyscy wiedzieli. W każdym razie stamtąd wróciłem do Andersa, do sztabu. I już generał miał wizytę przedstawicieli NKWD, którzy byli przy naszej armii, że proszą żeby takich rzeczy dalej nie robili, bo nikt nie ma prawa mi nic mówić poza górą, poza szefami w Moskwie czy w Czkałowie, bo część wyjechała do Czkałowa. I Anders, tak jak i on był, tak zareagował, ach nie, tylko w Moskwie, więc go zaraz wysyłam do Moskwy. I zaraz wyjechałem potem do Moskwy.

WACŁAW BNIŃSKI: A jaka była reakcja NKWD?

JÓZEF CZAPSKI: Reakcji NKWD nigdy nie można bardzo zgadnąć. Naturalnie, że byli bardzo dyplomatyczni, chrząkali, ale nic, nic nie mogli zrobić, bo ostatecznie Anders wtedy miał dużą sytuację. Bo dla Rosjanina, być u Stalina, rozmawiać ze Stalinem, to już była niesłychana rzecz. No dobrze. Więc napisał znowu list do Moskwy, Anders, i ja z tym listem pojechałem do Moskwy. I to były może najcięższe moje przeżycia, które miałem w związku z moim poszukiwaniem. Bo, po pierwsze, przyjęli mnie jak psa. Pomieścili mnie w jakiś hotelu. Aresztowali z powrotem, z początku, że kto ja jestem. Bo ten mundur cały mój był obcy w Moskwie. Podejrzewali, że ja jestem może Niemiec, czy co. Szpieg. W każdym razie, po godzinie czy co wypuścili mnie z więzienia i dali mi bardzo przyzwoity pokój w przyzwoitym, jednym z najlepszych hoteli. No i wtedy zacząłem się wybierać, żeby trafić do, jeżeli nie Berii, to jakiejś prawej ręki. 194

WACŁAW BNIŃSKI: Stalina.

JÓZEF CZAPSKI: No, Stalina to już nie mówimy. Beria był…

WACŁAW BNIŃSKI: Prawej ręki Berii.

JÓZEF CZAPSKI: Prawej ręki Berii. No i wtedy, wybierałem się tam. Nikt w ogóle nie chciał mnie przyjąć. Po jakimś czasie… A ja wtedy napisałem list, napisałem list z dokładnym komunikatem, że nie wiemy, gdzie oni są, że oni zginęli od tego czasu, że mam te, te, te, te pogłoski, że są na wyspach, a że byli zatopieni, a że są na Kołymie. Wszystkie te wiadomości były z trzeciej czy czwartej ręki, żadne nie były, nie mogły być sprawdzone, więc cała moja nadzieja jest, że panowie mi to teraz powiedzą, gdzie ci ludzie są. Czy żyją? Czy nie żyją? Jeżeli nie żyją, gdzie oni zostali zabici czy umarli z zimna, czy coś takiego? No i ja ten list podyktowałem. Mam zresztą spis, ten list, ten cały. No i, nareszcie, zostałem przyjęty przez generała Rajchmana, który był jedną z prawych rąk razem z Merkułowem, i tak dalej, Berii. 195 Przyjęty byłem ogromnie zimno. Przyjął mnie z drugim człowiekiem, bo nigdy oni we dwójkę nie rozmawiają, ale zawsze mają kogoś, który ich słucha. I ja tę całą rzecz przedstawiłem. Rajchman bardzo uprzejmie — bardzo uprzejmie to nie mogę powiedzieć — zimno, ale grzecznie powiedział, że on o tym nic nie wie, ale, że z przyjaźni dla generała Andersa, on zrobi starania, żeby się o tym dowiedzieć. Prosi mnie, żebym czekał w Moskwie i on mnie wezwie kiedy będzie miał jakieś wiadomości. No i ja przez tydzień leżałem na łóżku w tym moim hotelu i zaczytywałem się w jakieś książki, bo ostatecznie książki można było jeszcze dostać, różne, i nie wiedziałem, jak długo ja będę czekał. Aż naraz po tygodniu miałem telefon o jakiejś drugiej w nocy—bo oni zawsze w nocy pracowali — od Rajchmana. Szalenie serdecznie, takim zupełnie innym głosem powiedziane, taki sympatyczny, przyjacielski. Bo, proszę pana, mnie jest tak szalenie przykro, bo obiecałem panu, że będę z panem rozmawiał, ale nic nie mogłem się dotychczas dowiedzieć, jutro rano wyjeżdżam, gdzieś tam na Syberię czy coś, tak że nie będzie pan, nie mogę pana widzieć, ale niech pan się zgłosi w Kujbyszewie do Wyszyńskiego — drań nad draniami — on panu, jeżeli on ma coś wiadomości, to on panu powie. No i to było skończone. Już wiedziałem, że ja się tu nic nie dowiem.

WACŁAW BNIŃSKI: To była podobna odpowiedź do poprzednich. Wszystko na Wyszyńskiego.

JÓZEF CZAPSKI: Wszystko na Wyszyńskiego. A ja na to jemu natychmiast jeszcze przez telefon zdążyłem mówić. Proszę pana, mnie Wyszyński nic nie powie dlatego, bo ambasador Kot osiem razy w tej sprawie już był u Wyszyńskiego, i nic mu nie powiedzieli. No, proszę pana, odwiesił, i koniec. No i wtedy…

WACŁAW BNIŃSKI: I na tym rozmowa się skończyła.

JÓZEF CZAPSKI: I na tym się rozmowa skończyła.

WACŁAW BNIŃSKI: I wyjechał pan wtedy z Moskwy, powrócił pan do generała, do generała Andersa?

JÓZEF CZAPSKI: Powróciłem do generała, ale to już było do Turkiestanu, bo już się w tym czasie, jak ja tam podróżowałem, wojsko się przesunęło na południe. No i z tą wiadomością grobową, to znaczy żadną, zwróciłem się do Andersa. Jeszcze widzę Andersa, jak papierośnicę tak trzymał, no i powiedział tak, bardzo kategorycznie powiedział, mój kochany, oni wszyscy nie żyją. Ja ich uważam za moich kolegów, co zginęli w bitwie. Dla mnie to było uderzenie w łeb. Bo naprawdę, tak uwierzyłem, że naprawdę, gdybym ja był w Londynie, gdybym musiał dotrzeć do Churchilla, no to bym na pewno dotarł, z tym uporem, który ja mam, i z tą sprawą, o którą walczyłem. A tutaj widziałem zupełnie ścianę. Ścianę, przez którą ja już nigdy nie przeniknę. No i wróciłem wtedy w tym poczuciu, że oni już. Ale jak zginęli, to wszystko nic, nic się jeszcze nie wiedziało.

WACŁAW BNIŃSKI: I wtedy dopiero po ogłoszeniu o mordzie katyńskim przez Niemców, dopiero wtedy, to były pierwsze informacje, któreś cię otrzymali potwierdzające poszlaki.

JÓZEF CZAPSKI: W cząstce, bo część naszych kolegów wymordowanych odkryli Niemcy. No i tu wybuchła cała walka i polemika, i gdzie i jak, i co. No nic nie mogliśmy się. Naturalnie, że to było jasne zupełnie, że to Rosjanie zrobili. Wtedy, ambasador, jak dotarł, jak dotarły te nasze wiadomości do Anglii — a jeszcze to chciałem powiedzieć, że niesłychanie uprzejmie zawsze traktowali mnie Anglicy. Więc wszystkie listy, które do sztabu pisałem, do Londynu, szły przez walizę dyplomatyczną angielską, i te listy pisałem w wojskowym sztabie angielskim, który miał swoją placówkę w Moskwie, żeby to nie przez cenzurę szło. Tak że, cóż mogę panu więcej powiedzieć.

WACŁAW BNIŃSKI: Ale słusznie pan zaznaczył, że oficerowie polscy, których zamordowano w Katyniu, to była tylko część globalnej liczby zaginionych.

JÓZEF CZAPSKI: To, co ja zawsze powtarzam, że zginęli nasi koledzy w Katyniach. Nie w jednym, w jednym, o którym panu mówię. Ale myśmy dlatego do nich trafili, że te tereny zajęte były przez Niemców. Tamci byli gdzie indziej wymordowani. Proszę pana, to był czas kiedy my znowu odnawialiśmy armię polską, bo wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. I przecież wtedy myśmy na nowo stworzyli tę samą starą armię z tych wszystkich łachmaniarzy, z tych wszystkich ludzi, którzy do nas przyszli w jakichś onucach, w rozszarpanych ubraniach, z tych wszystkich obozów, w których nas rozsyłali. I ja tych ludzi, miałem polecenie, żeby tych ludzi przyjmować. Więc proszę pana, nie było ani jednego, który mógłby mi dać jedno z nazwisk. My mieliśmy parę tysięcy nazwisk, proszę pana. I nazwiska polskie nie są takie rzadkie. One się często powtarzają. Ani jednego człowieka, który mógł, który by mógł przypuścić, że to jest ktoś z naszych kolegów. Tak że to wtedy mnie najzupełniej przekonało. Bo każden Polak, który przychodził wtedy do, do naszych obozów już, formacji wojskowych, miał listę Polaków, o którą błagał, żeby ją, po nich telegrafować, bo wszędzie, wszędzie byli Polacy, i wszędzie w obozach bardzo niechętnie ich oddawali, bo to jest siła robocza. I tu już tylko ten Stalin znaczył, i wtedy wszędzie, wszędzie Anders rozsyłał telegramy, rozkazy, żeby tych ludzi wypuścić. I ludzie zewsząd przychodzili. Nie tylko to, przychodziły dzieci. Przychodzili chłopcy czternasto-piętnastoletni, których rodzice zesłani nie wiadomo gdzie posyłali na opiekę wojska.

WACŁAW BNIŃSKI: Panie Józefie, kilkakrotnie wspominał pan na podstawie pana doświadczenia, historii pana rodziny, wspominał pan kilkakrotnie, że nie wierzył pan, by było możliwe masowe wymordowanie oficerów polskich przez władze sowieckie. Nie mieściło się to panu w głowie. Czym pan tłumaczy ten ich krok?

JÓZEF CZAPSKI: Żeby zlikwidować Polskę. Najprościej. Ja podejrzewam, że te całe wymordowanie było zrobione po cichu w porozumieniu z Niemcami, którzy też nie bardzo wiedzieli co z tymi wszystkimi ludźmi robić. Oni, myśmy byli właściwie jeńcami niemieckimi. Przecież myśmy z Niemcami wojowali, a nie z Rosjanami. I ta decyzja, proszę pana, jaki powód mogę panu powiedzieć. Najprościej, naprawdę, likwidacja Polski. Niech pan pomyśli, że to była cała elita wojskowa, fachowców. To pan, muszę panu opowiedzieć, zresztą pan to pewno wie. Wtedy zaczęła się tworzyć Armia Berlinga.

WACŁAW BNIŃSKI: Naturalnie.

JÓZEF CZAPSKI: Ale to było tak, że oni wezwali Berlinga i wezwali jakichś pięciu, sześciu, wyższych dowódców do—to się nazywało u nas dowcipnie, ładnie dowcipnie — willą szczęścia — bo oni mieli willę o wiele wygodniejszą, i tak dalej. I z nimi zaczął Beria rozmawiać, że czy, czy by się oni zgodzili stworzyć polską armię, która by walczyła z Niemcami, razem z Rosjanami. Berling wtedy powiedział tak, zgadzamy się, zrobimy tę armię, ale, ale pod jednym warunkiem, że wszyscy Polacy będą mogli w to wejść. Wie pan, to. I na to Beria odpowiedział, proszę pana, naturalnie, nawet faszyści polscy będą mogli wejść, wszyscy Polacy do tej armii. I wtedy Berling powiedział, no, proszę pana, my mamy z Ostaszkowa, z Kozielska, i ze Starobielska, całą klasę oficerską, specjalistów. Tak że to jest, jako to, jako baza to może być świetna. I na to Mierkułow — Mierkułow to była taka najprawsza ręka Berii—powiedział, nie, nie, nyet, eti nyet, z etimi my zdiełali oszybku, my z nimi zrobiliśmy pomyłkę. I tu tylko chciałem skontrolować, bo ta cała historia jest opowiedziana i przeze mnie i przez Andersa. I tu się Anders w jednym miejscu pomylił, bo powiedział, że my zdiełali oszybku, że to Beria powiedział. Ja wiem napewno, że to nie Beria, ale Mierkułow. Dlatego, bo ja czterech widziałem świadków tej rozmowy, i wszyscy czterej mi powiedzieli, że to Mierkułow był, który powiedział niezręcznie, że my zdjełali z nimi oszybku, to znaczy, że wymordowaliśmy wszystkich. I bardzo dużo ludzi mówi, żebym wszystko to zobaczymy w archiwach jak runie komunizm. Po pierwsze, to jest zupełnie nieprawdopodobne. Żadnych archiwów o tych rzeczach nigdy nie ma. Stalin mrugnie okiem, że ja nie chcę widzieć tych panów już w Rosji, i oni to wymordowali. Przecież to była, to była taka centralizacja, tak że ja jestem przekonany, że to Stalin doskonale wiedział.

WACŁAW BNIŃSKI: Ale motywy, o których pan wspomniał, są dosyć podobne do motywów, którymi Związek Sowiecki kierował się kilka lat później w okresie powstania warszawskiego i w okresie, wcześniejszym nieco, gdy przekroczył granicę Polski z 1939. roku i gdy tępił pomoc oddziałów AK.

JÓZEF CZAPSKI: No proszę pana, to było, to było jak zdobycie Wilna. No proszę sobie wyobrazić, zdobycie Wilna, które było przy pomocy polskiego AK zrobione, a potem ci, ten główny dowódca został zesłany i umarł na wygnaniu. Zupełnie to samo. Tylko że wie pan, tam to było w środku, w sercu Polski. A to było w Rosji, gdzie mogli robić, co chcieli. No naturalnie, to wszystko było co tam. Przecież, dlaczego, no to, to nie, nie trzeba być bardzo mądrym strategiem, że jeżeli było powstanie, warszawskie, w Warszawie, była, ginęli wszyscy od kul niemieckich, a przez Wisłę było już wojsko rosyjskie, i oni się kąpali w Wiśle, i wygrzewali się na słońcu, i ani jeden nic nie wystrzelił, dlatego, bo, bo chodziło o to, żeby Polacy zginęli. I wtedy jest bardzo interesująca sprawa Berlinga. Ja Berlinga znałem, bo Berling był w naszym obozie przedtem. Naturalnie był zawsze znany za lewicowca—lewicowca to nawet nie słowo, to obrażanie słowa, lewicy, bo lewice są różne—ale ja pamiętam jak ja jego, jak przyjechali jacyś tacy agitatorzy sowieccy, i robili wykłady nam. Żaden człowiek przyzwoity tam na te wykłady nie chodził. Berling stale chodził. Ja mówię, panie pułkowniku — bo był wtedy pułkownikiem — panie pułkowniku, dlaczego pan na te wykłady chodzi. Proszę pana, chcemy, nie chcemy, będziemy musieli być w przyszłości związani z Rosją. I to jest konieczne. Tak że, on już wtedy był przygotowany, że musi być jakaś gałąź oficerów polskich, która idzie na współpracę z Rosją.

WACŁAW BNIŃSKI: Ale ta współpraca w jego przypadku trwała dość krótko, bo właściwie, praktycznie biorąc, do momentu powstania warszawskiego.

JÓZEF CZAPSKI: Proszę pana, nie, nie, powstanie warszawskie jeszcze długo trwało, i on nie mógł się, nie wytrzymał, nie wytrzymał, i w ostatniej chwili rzucił jeszcze oddziały na ratunek, na ratunek Warszawy.

WACŁAW BNIŃSKI: I na tym prawdopodobnie skończyły się jego wpływy.

JÓZEF CZAPSKI: W ogóle skończyła się jego. Naraz, tez człowiek, z którego robili wodza przyszłego, robili, i tak dalej, skończyła się raz na zawsze. Zesłali go stamtąd do Moskwy, do jakieś szkoły wojskowej, i jego już nie było.

WACŁAW BNIŃSKI: Panie Józefie, jeszcze jedno pytanie związane z tym wszystkim, co pan dotychczas opowiadał. Włożył pan niezwykły wkład w wysiłki odnalezienia oficerów polskich. Potem, po wielu latach, znalazł się pan na Zachodzie. Zachód tuszował prawdę o Katyniu, razem z Moskwą. Czy zechce pan naszym słuchaczom powiedzieć o drugim odcinku pana walki? Walce o prawdę, o ujawnienie prawdy o Katyniu na Zachodzie.

JÓZEF CZAPSKI: Oh, proszę pana, tutaj było dużo ludzi. Nie ja, proszę pana. Ja też, ja. Ja napisałem, jak przyjechałem do Paryża, taki długi artykuł, Enfin la vérité sur Katyń 196, i, ale to było. Potem był taki proces, gdzie już nie pamiętam, takiego Francuza, lewicowca, który powiedział, który był w obozach niemieckich, i który — działacza politycznego — który powiedział, że musimy dziś się zebrać i być, mieć komitet tych ludzi, którzy byli w obozach niemieckich, i którzy będą walczyli ze wszystkimi obozami gwałtu, które są na świecie. 197 Więc głównie z rosyjskimi. No i to była straszna obelga. Bo to jest nieprawda, bo oni mówili, że u nich w ogóle obozów nie było, że to nie istniało, że to obozy wychowawcze. I wtedy, sowieckie.

WACŁAW BNIŃSKI: Placówki dyplomatyczne.

JÓZEF CZAPSKI: Placówki dyplomatyczne wytoczyły proces o zniewagę, że tam są takie obozy. 198 I wtedy przy pomocy różnych, różnych sił — na pewno Ameryka w tym szalenie pomogła — masę, wszędzie gdzie byli ludzie, którzy byli w obozach, przyjechali jako świadkowie. Między innymi był taki świetny człowiek, Gliksman, który był specjalistą od praw robotniczych, który był już w Izraelu, który przyjechał na wakacje na Kresy, i wtedy go zachapali, i on siedział także w więzieniu. I potem wydostał się. No i, wie pan, to była kompromitacja straszna dla Sowietów, i naturalnie, bo z kretesem było stwierdzone czarne na białym o

WACŁAW BNIŃSKI że obozy istniały.

JÓZEF CZAPSKI: Że obozy istniały, i że jak istniały. Także wtedy to była doskonała propaganda, ale propaganda dla nas, nie dla nich.

WACŁAW BNIŃSKI: Te pierwsze kroki powoli doprowadziły do sławnych przesłuchań Kongresu Stanów Zjednoczonych w sprawie Katynia.

JÓZEF CZAPSKI: Tak, tak, ale to już wiele lat potem.

WACŁAW BNIŃSKI: Wiele lat później.

JÓZEF CZAPSKI: I wtedy, wtedy nawet córka Harrimana odszczekała zupełnie to, co ona przedtem powiedziała.

WACŁAW BNIŃSKI: Tak. I ją swego czasu wzięto do Katynia, pokazano Katyń, i ona potem publicznie oświadczyła, że nie ulega wątpliwości, że zrobili to Niemcy.

JÓZEF CZAPSKI: No, proszę pana, tylko to mógłbym panu odpowiedzieć, co pan teraz powiedział.

WACŁAW BNIŃSKI: Potem odwołała.

JÓZEF CZAPSKI: No tak, proszę pana.

WACŁAW BNIŃSKI: W owym czasie wyrządziła wielką szkodę tak Polakom jak i Stanom Zjednoczonym — tuszowanie prawdy.

JÓZEF CZAPSKI: No naturalne, proszę pana, ale jak pan mówi tak, to prawie zdaje mi się, że pan jest naiwny. Wszyscy tuszowali prawdę. Niech pan pomyśli, że Churchill doskonale o tym wiedział, że, wie pan, te materiały polityczne tylko dwadzieścia lat po napisaniu stają się publiczne. I tam był wielki raport O’Malleya, ambasadora angielskiego przy rządzie polskim, emigracyjnym w Londynie. I tam jest wszystko najdokładniej opowiedziane. On wiedział to tyle samo co ja. Ale przecież, ale Churchill, Churchill nie angażował się tak jak Roosevelt, ale przecież Churchill mówił, nie mówcie o tym, nie mówcie o tym, bo nie zmartwychwstają przez to, że będziecie mówili. Najtypowszy jest, no co będę mówić, wie pan, już źle pamiętam szczegółów, ale stanowisko Roosevelta. Przecież był jego przyjaciel jeden, przyjaciel dosłownie, który był takim ambassadeur itinérant, takim ambasadorem [do] tych krajów, które były okupowane przez Niemcy. I on, zupełnie niezależnie of tego, zainteresował się Katyniem, i wszystkie te materiały miał. I poszedł do Roosevelta i powiedział mu to. Roosevelt go słuchał i powiedział, no widzę, że ty jesteś bardzo pod wpływem niemieckim, proszę cię o jedno, zakazuję ci, żebyś o tym ani mówił, ani pisał. Ten sobie, Amerykanin, nie Rosjanin, zaczął pisać, i dalej, i wtedy, z dnia na dzień, on został zesłany na jakieś wyspy na Oceanie Spokojnym jako szef wyspy jakiejś, czy coś takiego, usunięty, żeby jego nie było. Zaraz po śmierci Roosevelta, jego stamtąd sprowadzili i jeszcze przeprosili. Ale to było, była zażartość, żeby o tym nie było mowy. Przecież ja pamiętam jedną rzecz—to jest dla mnie niezapomniane—jakeśmy się o tej bombie dowiedzieli. No, naturalnie, ciągle, że ja byłem, że ja szukałem tych ludzi, to znaczy, że byłem najbliżej zamieszany do tego. Dowiedzieliśmy się o jednym pułkowniku amerykańskiego wojska, bardzo — Polaka mówiącego biegle po polsku. Pan może zdaje się, chce przerwać.

[Pauza na odwrócenie kasety.]

JÓZEF CZAPSKI: Kiedyśmy się wydostali z Rosji sowieckiej i kiedy wybuchła bomba Goebbelsa, wtedy przejeżdżał ten oficer, amerykański, który biegle mówił po polsku, bo był Polakiem amerykańskim, i jechał prosto jakoby, prosto do Roosevelta, żeby wszystkie materiały do niego dowieźć. Ja pamiętam tę noc całą, w której my całe materiały zbieraliśmy, dowodowe, po których żaden człowiek ze zdrowym umysłem nie mógł, nie mógł pomyśleć, że to Niemcy zrobili. No i daliśmy mu te materiały. I ja byłem taki dumny, że myśmy to zrobili i że to w ręce samego Roosevelta dojdzie. Nigdy do rąk Roosevelta nie doszło. Nie wiem. Zostały zniszczone te wszystkie rzeczy. Bo Roosevelt nie chciał takich rzeczy wiedzieć.

WACŁAW BNIŃSKI: Profesor Zawodny w swojej książce, „Death in the Forest,” Katyń, wspomina, i szukał tych dokumentów i nie znalazł ich.

JÓZEF CZAPSKI: Proszę pana, też właśnie tutaj, tu się dopiero dowiedziałem. Proszę pana, ja długi czas myślałem, że te papiery doszły. Nie było tych papierów. Czy pan wie, że jak ambasador, pierwszy amerykański do Polski wyjeżdżał po wojnie, to zgłosił się do, nie tego ministerstwa spraw zagranicznych, ale jest tam specjalna taka, budynek, gdzie wszystkie materiały się grupuje. Prosił o teczkę o Katyniu. Wie pan, co było w tej teczce? Tylko list córki ambasadora. Nic więcej. Tak że dokumentacja była zniszczona. I wszystkie te nasze zrywania się, przesyłania, ta robota cała, to wszystko było na nic. To zajadłość przecież Churchilla [Czapski najwyraźniej przejęzyczył się, wymieniając Churchilla. Miał niewątpliwie na myśli Roosevelta, zwłaszcza, że nawiązuje następnie do ciężkiej choroby, a jak wiadomo, to Roosevelt, a nie Churchill był w złym stanie zdrowia pod koniec wojny.] była nieprawdopodobna. Czy to była gra? Ja się zawsze zastanawiam. Czy to było, że to był już człowiek bardzo ciężko chory. I przecież pan zna na pewno tę rozmowę jego — pierwsza wizyta Churchilla u niego w Teheranie. Zna pan, czy nie. Zna pan.

WACŁAW BNIŃSKI: Tak.

JÓZEF CZAPSKI: Nie będę panu opowiadał. W każdym razie, jak ambasador, jak Stalin odszedł, to syn jego wszedł do pokoju. On siedział na takiej kanapie, razem, przedtem, właśnie razem z tym, ze Stalinem. I taki wzruszony prezydent powiedział, czy ty wiesz, że tu obok mnie siedział ten wielki człowiek.

WACŁAW BNIŃSKI: Tak, to były czasy trudne i dziwne. Ale chcę przeskoczyć kilka lat, panie Józefie. Po dojściu Chruszczowa do władzy w 1954 roku rozchodziły się pogłoski, że Chruszczow chciał powiedzieć prawdę o Katyniu i na tej prawdzie o Katyniu rozpocząć nową fazę stosunków polsko-rosyjskich.

JÓZEF CZAPSKI: Gomułka się nie zgodził.

WACŁAW BNIŃSKI: Czy pan wierzy w to?

JÓZEF CZAPSKI: Wie pan, wszystko jest, ja już teraz we wszystko wierzę i we wszystko nie wierzę. Ja myślę, że byłoby to możliwe, bo jestem przekonany, że żeby Chruszczow coś takiego powiedział i zwalił wszystko na Stalina, to by najgorsza kość niezgody między Rosją i Polską byłaby zniszczona. Ja myślę, że to było bardzo, i ja słyszałem, że Gomułka mówił, że nie można tego mówić, że to zanadto Polaków oburzy, i tak dalej. A Polacy już wszyscy wiedzieli przecież. Ja myślę, że Gomułka zrobił ciężki błąd, że. Ale czy ja to, w to wierzę? Moja wiara tu nic nie znaczy, proszę pana. Ja za dużo w życiu wierzyłem.

WACŁAW BNIŃSKI: Ale z pana doświadczenia, czy uważa pan tego rodzaju sposób rozumowania Chruszczowa za możliwy?

JÓZEF CZAPSKI: Ja uważam za możliwy, proszę pana. Przecież ostatecznie, to Chruszczow po śmierci Stalina wyjawił rządy stalinowskie. To była szalona odwaga z jego strony. I to jest właśnie. Tu jest nomenklatura, proszę pana. On, tak by się zdawało, że on może był gotów dalej rozprężyć ten cały aparat. Ale niech pan pamięta, że—pan wie, co jest nomenklatura—ci wszyscy ludzie, którzy korzystali ze wszystkiego i których jest zawsze parę milionów. I ci nie dopuściliby do niego, by zabili jego, żeby on chciał co zrobić. On się zatrzymał po drodze. Ja zawsze mam wrażenie, że on był nieoczekiwaną postacią, że on mógł to myśleć.

WACŁAW BNIŃSKI: Czy myśli pan, że w Związku Sowieckim może przyjść do władzy ktoś, kto podejmie podobną inicjatywę.

JÓZEF CZAPSKI: Proszę pana, ja byłem zawsze, nie tylko optymistą, ale jako chrześcijanin, proszę pana, ja wiem, że, że w ludziach jest dobro i zło, i że znajdują się nagle ludzie, którzy mówią prawdę. I zawsze się spodziewam, że to się też stanie w Rosji. Przecież, proszę pana, ja Rosję znałem. Ja znałem setki ludzi, i bardzo wyjątkowej klasy ludzi. Naprawdę wyjątkowej. Czy jest możliwe, żeby całe imperium, w całym imperium zostali tylko ślepo-posłuszne barany?

WACŁAW BNIŃSKI: Innymi słowy, po tylu latach spędzonych na nieludzkiej ziemi sądzi pan, ma pan nadzieję, że mogą po niej chodzić prawdziwi ludzie.

JÓZEF CZAPSKI: Nie tylko, że mam nadzieję, proszę pana, ale wiem, że tacy — przepraszam, że — wiem, że tacy ludzie są. Niech pan pamięta o Mandelsztamowej, która niedawno umarła, która opowiadała historię swego zamęczonego męża. Tam jest, to było masę ludzi, których wymordowali, ale ja nie wierzę, nie wierzę. Ja zupełnie wierzę, że są ludzie tam, i będą ludzie tam, którzy znowu będą ryzykować. Niech pan pomyśli, że przecież Rosja 50 lat żyła. Terror tam się zaczął. Ci wszyscy terroryści. Pan nie mówi po rosyjsku?

WACŁAW BNIŃSKI: Nie, nie mówię po rosyjsku, ale wiem, o czym pan myśli: terror, a obok terroru sowietyzacja umysłów.

JÓZEF CZAPSKI: Nie, nie, to tam było masę bohaterów, którzy ginęli za wolność. I ta wolność to był zwyczajny, ordynarny pucz sowiecki. To nie była żadna wolność, to nie była nawet rewolucja.

WACŁAW BNIŃSKI: Jakie są pana osobiste wspomnienia z kontaktów z Rosjanami już w Związku Sowieckim, nie przed pierwszą wojną światową?

JÓZEF CZAPSKI: Proszę pana, już w Związku Sowieckim miałem parę spotkań. Po pierwsze, kobiet. Jedna, która była moją pielęgniarką, która opowiadała mi, jak jej ojca zesłali jako kułaka, z Ukrainy, a matka umarła z głodu, a ją zesłali do Krymu, do jakiegoś kołchozu. A jej ojca sprowadzili, po czterech latach czy coś, wypuścili, i wrócił na swoją, na swoje tereny, i do niej przyjechał. I ona z otrząsem mówiła, i zakazali mu mówić ojcze. Ona mówiła „wuju”. Bo gdyby ona była córką kułaka, to by ona także była zesłana. I ten sam jej ojciec potem wrócił na swoją, nie ziemię, bo już to była ziemia kolektywna, i szef tego, tej wsi całej, zaproponował mu wypić kieliszek wódki z nim razem, i on odmówił. I go zaraz na nowo wysłali do Archangielska, czy gdzieś, i tam on zginął. Tę dziewczynę ja widzę. O tej dziewczynie ja pisałem w książce, ale na, i o drugiej takiej, która mi pokazała ten krzyżyk, która z namiętnością mi mówiła o zakonnicy, która jej ten krzyżyk dała, którą także zesłali. A potem jeszcze jedną postać miałem nadzwyczajną. To jest, idąc korytarzem, jakoś wyjeżdżałem do Aszchabadu, wyjeżdżałem już poza Rosję sowiecką. I spotkałem takiego wysokiego, bardzo rasowego, rasową taką twarz, w takiej, w trenczu takim lotniczym, roboczym. I widzę, że on czyta książkę francuską. To jest tak coś rzadkiego, wie pan. To było [pauza] o Izoldzie jakaś książka, wie pan. I ja się tak zatrzymałem, mówię, „pan ma książkę francuską?” „A pan też może ma?” Ja mówię „ja ma Baudelairea, jednego, którego kupiłem w Moskwie”. „Niech pan pokaże”. I wprowadził mnie zaraz do swojego coupé i rozmawialiśmy tak, jak ja teraz z panem rozmawiam. Za to, za to wszystko, co on mi powiedział i co ja mu powiedziałem, on by wisiał i ja bym wisiał. Ale to są rzeczy niesłychane w Rosji, że takich ludzi się jeszcze spotyka. Z nienawiścią mówił o tym wszystkim, co się dzieje. Nie dopuszczają go nawet to frontu dlatego, bo jest podejrzany, podejrzany, że jest szlachcicem. Mówi: „słowo panu daję, że nie jestem szlachcicem. [śmiech] Jestem synem chłopskim”. Ale studia skończył. No, jeżeli miał studia uniwersyteckie, to musiał być szlachcicem. Wie pan, takie, takie zupełne bzdury skończone. I z tym człowiekiem też miałem taki kontakt niezrównany.

WACŁAW BNIŃSKI: Czy w działalności dysydentów ze Związku Sowieckiego dopatruje się pan tych samych przesłanek, tego samego stanu umysłowego, tych samych potrzeb co w owych latach?

JÓZEF CZAPSKI: Mam kilku pierwszorzędnych tutaj dysydentów, pierwszorzędnych dysydentów, którzy. Bukowski, na przykład. To jest naprawdę człowiek wyjątkowy. To jest człowiek, który przeszedł przez obozy, i który. Bo tu są te dziwne rzeczy, że u Rosjan niby zakaz jest wszystkiego, ale wolno do wszystkich pisać listy. I do Stalina, i do wszystkich. I on zasypywał wszystkie urzędy, wszystkie, listami, i te listy się rozchodziły przecież do tych urzędów. Aż nareszcie jego wywalili, bo nie chcieli mieć takiego człowieka. Ale, kilku jest świetnych. No już nie mówię o, proszę pana, o Sołżenicynie. No przecież Sołżenicyn jest fenomenem swojego rodzaju. Przecież to jest człowiek, który przeszedł najgorsze rzeczy, który miał ciężkiego raka, z którego się nie wiadomo jak, jak. Ja zawsze myślę, że tu szalenie znaczy wola, wola życia. No i ja jego spotykałem. Ja byłem u niego, jak on przyjechał do Szwajcarii. To jest świadectwo bardzo wyjątkowe. Cóż mogę panu więcej. A ilość, pewnie, że ilość—my nie wiemy ilości tych ludzi. Niech pan pamięta, że wszyscy co wyjeżdżają z Rosji, jakąś notatkę i rozporządzenie od NKWD dostają, żeby coś dowiedzieć się, żeby coś załatwić, żeby coś. Tak że wszyscy tutejsi są, wszyscy Rosjanie, którzy z wolnej woli wyjeżdżają, są ludzie niepewni. My nie znamy tej Rosji. Nikt nie zna Rosji.


Voice of America Censors Soviet Massacre Survivor Józef Czapski And Lies About Its Actions

Polish military officer, writer, and artist Józef Czapski, who had made a futile search for thousands of missing Polish officers in Soviet Russia during World War II killed on the orders of Stalin in 1940, was censored by the Voice of America during his visit to the United States in 1950. Later, under tremendous pressure from the U.S. Congress, VOA stopped its censorship of the Katyn story but resumed it partially later in the Cold War until the Reagan administration stopped all VOA censorship of Soviet crimes. During World War II, overseas radio broadcasts of the U.S. Office of War Information (OWI), which only later became known as the Voice of America (VOA), repeated and promoted Soviet propaganda lies under VOA’s first so-called director but in reality, the radio program production chief John Houseman. Houseman’s extreme pro-Soviet line resulted in his being forced to resign in 1943.

But the real directors of these early “Voice of America” wartime broadcasts and Soviet sympathizers hired by John Houseman continued their collusion with Soviet propagandists. They covered up Stalin’s crimes well into the mid-1940s. One of the early contributors to OWI information programs and later a volunteer in launching the first VOA broadcasts in Russian in 1947 was Kathleen Harriman, daughter of President Roosevelt’s wartime ambassador to Moscow, W. Averell Harriman. She had worked for OWI as a young reporter in London and later in Moscow, where she accompanied her father. It was Ambassador Harriman who, in 1944, sent her 25-year-old daughter on a Soviet-organized propaganda trip for Western journalists to the Katyn forest near Smolensk, the site of the mass murder of thousands of Polish military officers and members of the Polish intelligentsia. After the trip, she produced a report for the State Department, which supported the Soviet propaganda claim that the Germans were the perpetrators of the mass murder. The Polish prisoners of war in Soviet hands were executed in the spring of 1940 by the NKVD secret police on the orders of Joseph Stalin and the Soviet Politburo.

As Russia was then America’s military ally fighting Nazi Germany, President Roosevelt did not want to disclose Stalin’s genocidal crimes to Americans and foreign audiences. When the Germans announced the discovery of the Katyn graves in April 1943, the Office of War Information immediately started to broadcast and promote the Soviet propaganda lie about Katyn, even though high-level State Department diplomats who earlier had warned the FDR White House of Soviet and communist influence at the agency in charge of “Voice of America” broadcasts, advised against fully accepting the Kremlin’s claims of innocence. Ambassador Harriman, his daughter, and OWI’s “Voice of America” propagandists helped to boost the Kremlin’s false propaganda claims. It was one of the most blatant Soviet propaganda lies, or what now would be called fake news, of the 20th century.

With so many high-level U.S. government officials and the Voice of America tainted by the Soviet lie, it is no surprise that VOA’s early history has been covered up, distorted, re-written and falsely presented by friendly historians with links to the agency, now called the U.S. Agency for Global Media (USAGM) and previously known as the Broadcasting Board of Governors (BBG). They have ignored and most likely purposely obscured the early collaboration between the Roosevelt administration and Soviet propagandists. They never mentioned VOA’s participation in the Katyn lie and the later cover-up of Soviet crimes until the Voice of America and State Department officials in charge of it were forced by Congress to change the course in the early 1950s.

John Houseman is presented in these books and VOA promotional materials (even in 2018 VOA public relations materials) not as an apologist for Stalin, but as a defender of truthful journalism. His biography posted online by the VOA Public Relations Office says nothing about the U.S. State Department and the U.S. Military Intelligence preventing Houseman from traveling abroad during World War II. One will not learn from these books, online articles, and promotional brochures about Kathleen Harriman as one of the early contributors to the Voice of America programs and about her defense of the Katyn lie. Even in the late 1940s and in 1950, the Voice of America censored witnesses of Stalin’s crimes, including statements by Józef Czapski.

Share:

Leave a reply